Cześć kwietnióweczki. Ja też urodziłam moją kwietniową Amelcię ale dokładnie rok temu tj 25.04.2007.Życzę wszystkim przyszłym mamusiom szybciutkiego porodu i cierpliwości ,a tym mamusiom, które to już mają za sobą miłości i szczęścia z nowo narodzonymi dzieciaczkami.
pozdrawiam.
Witam. Jestem z Kołobrzegu i w 2004 roku rodziłam tu mojego synka. Teraz też mam zamiar tu rodzić. Byłam bardzo zadowolona. Poród mieliśmy rodzinny. Jeżeli chcesz coś więcej na ten temat wiedzieć to pytaj. Pozdrawiam.
Dziękuję wam za miłe słowa. Wiem, że ciężko się cieszyć z czyjegoś szczęścia jeżeli samemu nie można od razu tego mieć. Więc tym bardziej dziekuję. Pamiętam jak ja nienawidziłam całego świata, wszystkich ciężarnych. Na każdym kroku widziałam tylko wózki. A najbardziej dopadała mnie depresja, kiedy ktoś z rodziny lub przyjaciółek był w ciąży albo sie urodziło dzieciątko. Oczywiście to były początki mojej drogi. Z czasem nawet takie obrazki powszednieją, chociaż za każdym razem to boli. Wiem równiez co znaczą głupie pytania ciotek, koleżanek " a wy kiedy będziecie mieć dziecko?". Najpierw odpowiadaliśmy, że jeszcze nie teraz, później dojrzeliśmy do odpowiedzi, że się staramy, aż w końcu że nie możemy i będziemy adoptować, co w końcu odcinało wszystkie kolejne głupkowate pytania na ten temat. Jeszcze jedno staraczki, nie możecie siebie obwiniać za nieudane próby. TO NIE WASZA WINA. pamiętajcie ,że w 50% za zapłodnienie odpowiada również mężczyzna. Chociaż w naszym społeczeństwie istnieje przeświadczenie, że zawsze jest winna kobieta. Moja rada to dać sobie góra rok na poczęcie naturalne, a później lepiej wybrać sie oboje na badania. Pamiętajcie rówież ,że w wielu przypadkach w wyniku mocnego pragnienia dziecka podnosi sie u kobiet prolaktyna, która powoduje niemożność zajścia w ciąże( nie będę wam pisać o szczegółach, co by nie przynudzać). Znam osobiście wiele par , które starały sie o dzidzię kilka lat, a wystarczyło wziąć przez miesiac lub dwa "bromergon"(taki lek na obniżenie prolaktyny) i po 2 miesiącach juz były w ciąży(zobaczcie ile czasu i nerwów straciły przez te lata). Tak więc głowa do góry. Jeżeli nie w tym miesiącu to na pewno w następnym sie uda. Trzymam kciuki.
Tak sobie tu weszłam przez przypadek i aż się wzruszyłam. Kochane staraczki rozumiem was dobrze, bo sama starałam się z mężem o maleństwo przez 7 dłuuugich lat. Co miesiąc miałam nadzieję, że może nie dostanę@, że może to już. W swojej 7 letniej walce przeszłam dużo : inseminacje(chyba z 6 razy), invitro, oraz ciążę pozamaciczną. Doprowadziłam do tego, że seks nie był przyjemnością ale tylko kolejnym zadaniem do wykonania planu aby być w ciąży. Dlatego rozumiem was. W końcu jednak, gdy zaczęliśmy rozmawiać z mężem o adopcji, pewnego marcowego dnia stwierdziłam że jakieś 2 dni temu powinnam juz dostać@. Poszłam do apteki, zrobiłam test i uciekłam do pokoju. Bałam się podejść i sprawdzić. Nie chciałam znów rozbudzać tej nadzieji. W końcu się zdecydowałam podejść i zobaczyłam najcudowniejsze 2 kreseczki na świecie. Mój syn urodził się w listopadzie w 2004 roku. Pisze wam kochane moją opowieść po to, abyście wierzyły, że w końcu się uda. Pamiętajcie jednak o tym, że zawsze zostaje wam jeszcze inna alternatywa, czyli kliniki wspomagania.A w ostateczności adopcja. Więc w taki czy inny sposób można w końcu przytulić swoje maleństwo. Życzę wam cudownych różowych kreseczek na testach lutowych.Acha zapomniałam dodać ,że obecnie znów jestem w ciąży z terminem na 27 kwietnia. Tym razem ma być córcia. Jeszcze raz życzę wytrwałości i wiary. Cuda się zdarzają trzeba tylko mocno wierzyć, że się w końcu uda. Tak było w moim przypadku. Trzymam kciuki za was.
Dzięki "mama79", może za wcześnie na przejmowanie się. Spytałam sie dlatego, bo mój gin zamiast mnie uspokoić, to mnie bardziej zaniepokoił, mówiąc, że zawsze można urodzić "pośladkowo".Tym bardziej,że w związku z tym,że nasz szpital zajął 2-gie miejsce w rankingu "Rodzić po ludzku"w 2006 roku, to raczej cesarka na zawołanie nie wchodzi w grę. Pozdrawiam.